poniedziałek, 23 maja 2011

Piraci z Karaibów na rozdrożach

Piraci z Karaibów






W ostatnią sobotę wybraliśmy się z Połówkiem na czwartą część Piratów, uznając że co jak co, ale niektóre firmy należy oglądać tylko na wielkim ekranie. Tym samym o 18.00 czasu lokalnego zawitaliśmy do łódzkiego Bałtyku, z biletami w garści. Zgodnie z nową modą seans wybrany został w technologii 3D. Ponad 120 min filmu minęło na poszukiwaniu Źródła Wiecznej Młodości, poszukiwaniu syrenki etc. Innymi słowy film miły, ale... I tu niestety tych "ale" uzbierało się co nieco.

1. 3D - szumnie podbijające kina i serca kinomanów w Piratach wypadło niestety blado. Początek cudny, a później równia pochyła. Niestety, ilość scen gdzie faktycznie osławione 3D dałoby się odczuć i zafascynować, była tak nieliczna, że nie wiem czy stanowiło 3% filmu ogółem. A szkoda, bo taki film z pewnością ma potencjał do użycia tej opcji.

2. Muzyka. Żal serce ściskał, że twórcy nie postarali się i nie stworzyli ścieżki dźwiękowej z prawdziwego zdarzenia. Za to otrzymamy film, gdzie może i pojawiają się inne motywy, jakkolwiek większość filmu jest okraszona motywem przewodnim i to okraszona dość solidnie.

3. Przegadanie. No właśnie. W moim odczuciu film jest przegadany. Za mało w nim Sparrowa jakiego znamy z poprzednich części. Za mało akcji na morzu, które nadały by tempo filmowi. Czyli klasycznie, zamiast w miarę równomiernie rozłożyć akcję, postawiono na sinusoidę z dłużyznami. Nie wspominając o zakończeniu. Ale ocenę tego pozostawiam oglądającym. 

4. Aktorzy. Depp daje radę, podobnie jak G. Rush, I. McShane czy K. McNally. Natomiast moje zastrzeżenia dotyczą pani Cruz, która w żadnej mierze nie przekonała mnie do granej przez siebie postaci. Była miałka i nijaka, szafując ciągle swoim przesłodzonym hiszpańskim akcentem. Trudno mi zrozumieć czemu to nie została ulokowana pośród Hiszpanów, gdzie pasowałaby jak ulał. Sprawa tych ostatnich też jest dość irytująca. Pojawiają się na początku, aby nadać bieg sprawom toczącym się w filmie, przemykają gdzieś w połowie i pojawiają się na koniec, aby popsuć zabawę. Niestety, brak interakcji między Brytyjczykami a Hiszpanami powoduje, że wieje z ekranu nudą. Brak większej ilości walk na morzu wg mnie stanowi duży minus filmu. Do tego dochodzą jeszcze syreny. Tutaj muszę przyznać, że twórcy się wywiązali i syreny są całkiem całkiem. O tyle, o ile nie zaczynają atakować, bo wówczas otrzymujemy skrzyżowanie syreny z wampirem. Cóż, jak dla mnie było to dziwne i niezbyt udane wypaczenie mitu. Że nie wspomnę o miłości syrenki i kaznodziei. Ot, taka historyjka dodana, aby całość jako tako trzymała się kupy. Takie przynajmniej odniosłam wrażenie.

Po takiej ilości "ale", pewnie zastanawiacie się, czemu zdecydowałam się w ogóle na pójście do kina. Zwłaszcza znając zasadę, że kolejne części nigdy nie dorównają pierwszej. Sądzę, że chciałam dać szansę Piratom, zwłaszcza, że poprzednie trzy części trzymały w miarę równy poziom. Jak wcześniej napisałam - niektóre filmy najlepiej prezentują się w kinie. Jak również, jeśli dacie porwać się urokowi Deppa oraz historii opowiedzianej w filmie, może się okazać, że całkiem nieźle się bawiliście. Pomimo tego wszystkiego co wcześniej napisałam. Ale i tak scena z palmą wymiata. :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Locations of Site Visitors