środa, 7 sierpnia 2013

No to lecimy....

Hejka!

Długo, oj długo mnie tu nie było. W tym czasie masę filmów udało się zobaczyć, że nawet ich zliczyć nie umiem. Patrząc na nie z perspektywy czasu, dochodzę do wniosku, że ostatnie kilkanaście miesięcy upłynęło mi  z filmami SF. Rządził Star Trek. Udało mi się do końca obejrzeć TOSa, zaczęłam TNG i… utknęłam. Nie mogę się jakoś przekonać do nowego kapitana, poza tym nie ma Spocka i dra McCoya. Data nie jest zły, ale… 

Wracając do filmów. Po zakończeniu TOSa na tapetę dałam filmy kinowe, starając się aby było to mniej więcej chronologicznie, czyli
Star Trek 1979
Star Trek II: Gniew Khana 1982
Star Trek III: W poszukiwaniu Spocka 1984
Star Trek IV: Powrót na Ziemię 1986
Mimo dobrych chęci co do trzymania się chronologii wydarzeń w ST, gdzieś po drodze przewinęły się
Star Trek VI:  Wojna o pokój 1991
Star Trek VIII: Pierwszy kontakt 1996
Do startrekowej kolekcji muszę jeszcze dołożyć film dokumentalny z 2010 r. Trek Nation, o wpływie TOSa, a później pozostałych serii i filmów na kulturę, ludzi etc. Dość niezwykłe zjawisko. 

Poza zagłębianiem się w uniwersum ST, udało mi się też obejrzeć parę innych filmów SF, m.in.:
Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia (2008),  Prometeusz (2012),  eXistenZ (1999), Księżyc 44 (1980), Ludzkie dzieci (2006), Niewidzialny (2005), The Avengers (2012), Ewolucja (2001)  – łączy je jedno, niechęć do powtórnego obejrzenia.  Powody są różne, od dziurawego jak sito scenariusza, po banalną fabułę lub mało przekonywująco wykreowany świat. Na tym tle wybija się film dużo starszy, bo z 1927, tj. Metropolis. Mnie osobiście film powalił na kolana, zarówno pomysłem, jak również wykonaniem. Wydaje mi się, że każdy miłośnik SF winien ten film zobaczyć. 

No ale nie samym SF człowiek żyje i czasem fantasy też się obejrzało. Tytułów kilka: Penelope (2006), Alicja w krainie czarów (2010), Hobbit: Niezwykła podróż (2012), Piekło pocztowe (2010), Złoty kompas (2007), Atlas Chmur (2012), Dogma (1999), Królewna śnieżka i Łowca (2012), Czarodziejka (2008).
Powody wyboru akurat tych tytułów?  Różne. Na „Hobbita” czekałam, ciekawa jak Jackson poradzi sobie z tą ekranizacją. Jak dla mnie poradził sobie dobrze i tyle. Poczekam na dalsze części, aby wydać jakąś bardziej rozbudowaną opinię.
„Atlas chmur” Wachowskich i Tykwera obejrzałam, ale… na właśnie, odczułam pewien niedosyt. Wydaje mi się, że jest to film do powtórnego obejrzenia, aby wyłapać niektóre smaczki.  Smaczków  nie doszukałam się natomiast w filmie Burtona „Alicja w krainie czarów”.  Najzwyczajniej w świecie się na nim nudziłam. Podobnie było z „Królewną Śnieżką i Łowcą”.  Panna Stewart była drażniąca, nawet bardziej niż w „Zmierzchu”. Zakończenie do bani, i jedynie Theron ratująca film w postaci Ravenny.
Coś mi się stało i „Dogmę” z rozpędu też obejrzałam. Pokręcony, zwariowany i nawet śmieszny, mimo że nie przepadam za postaciami Jaya i Boba. Za to Rickman jak Metatron, z tym jego nieporadnym podejściem oraz Bóg jako kobieta. Coś pięknego.
Resztę filmów pomijam, bo uwagi nie warte są wielkiej.

Również horrory zagościły na krótko u mnie. A że nie bardzo je lubię, więc i tytułów nie było dużo:
Ostatni człowiek na ziemi (1964) – klasyk o zombie,  z ciekawości można zobaczyć;
Stygmaty (1999) – horror, nie-horror, obejrzany po „Dogmie”, podobał się, niepotrzebne dwa zakończenia;
Egzorcyzmy Emily Rose (2005) – ciekawy, ale nie powalający;
Pandorum (2009) – horror SF.  Wiem, że widziałam, ale jakoś fabuła nie utrwaliła się w mej pamięci;
Pozwól mi wejść (2008) – po szwedzku o wampirach, mnie się podobał, chociaż przewidywalny był;
13 Eerie (2013) – zombiaki, durny ten film, że raczej jako komedię należy potraktować i wypić trochę, aby dotrwać do końca;
Livide (2011) – kolejne coś wampirzego, tym razem made in France, obejrzeć, jak nie macie zupełnie nic lepszego do roboty.

Jak widać, przygoda z horrorami nie była zbyt długa i raczej nie zagoszczą u mnie na dobre. No chyba, że zaczną kręcić horrory jak ten:




Chociaż horrorem może też być np. film przygodowy. W moim odczuciu czymś takim w odbiorze był „Skarb Narodów”  z 2004 i 2007. Obie części równie nielogiczne, gdzie scenariusz sypie się co kawałek. Do obejrzenia, jako komedia lub odmóżdżenia totalnego.  Na tym tle „Sherlock Holmes Gra Cieni” 2011 jawi się jako mistrzostwo filmu przygodowego, w miarę dobry scenariusz, dobrze wykreowane postaci, wartka akcja (chociaż nie przepadam z obecnym Holmesem). 

cdn m.in. o odmóżdżaniu będzie później ;>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Locations of Site Visitors